Forum Forum Bractwa Złamanych Mieczy Strona Główna Forum Bractwa Złamanych Mieczy

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Iegsloey CDN

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Bractwa Złamanych Mieczy Strona Główna -> Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tarrus Kingsloey
Gość






PostWysłany: Czw 17:31, 20 Lip 2006    Temat postu: Iegsloey CDN

Iegsloey poprawił uścisk na worze i ruszył przez Wyżynę Zapomnianych Bitew (przynajmnie krasnolud ją tak nazywał,rozegrało się na niej wiele bitew,wielkich bitew zaiste, których nie pomni już dzisiaj najstarszy mag).Na skraju wyżyny był rozstaj dróg.Iegsloey nie miał wyboru.Wyciągnął amulet w kształcie liścia kontrsora (magiczna roślina rosnąca zazwyczaj w podziemiach górniczych,służyła zazwyczaj do znajdywania drogi w kopalniach).Koniuszek liścia-amuletu skierował się na wschód.Iegsloey bez namysłu (święcie wierzył amuletowi) udał się w podanym kierunku.Nie wiedzieć czemu czuł dziwną błogość.Idąc przez zbocze góry uczucie błogości rosło,aż do momentu,w którym zaczęła owa błogość być mdląca.Iegsloey wiedział co to znaczy.Ktoś w pobliżu używał czarów.Kto i po co,nie mógł krasnolud wiedzieć,bo niby skąd?Lecz intuicja podpowiedziała mu,że dobrze by było szybko przejść przez zbocze i pójść prosto do matki.Przeczucie go nie myliło.Było już jednak za późno.
Nie zauważył nawet jak dookoła jego namnożyło się królewskich najemników,najgorszych zbirów,których nie da się niczym przekupić.
-No,no,no...Co my tu mamy...-syknął najwyższy,wąsaty zbir.Zwał się Ferent Aumogus.Ieogsloey znał go dobrze.To on zabił mu ojca.
Krasnolud nie mógł się ruszyć.Miał co prawda ciężki,krasnoludzki topór,ale sam nie dałby rady tylu wojownikom (było ich około dziesięciu).
-Chyba nas znasz,co?-zadrwił inny,niski i gruby,w misiurce na głowie.
Iegsloey milczał.Ferent zaśmiał się.
-Nie mamy już tyle tupetu,co kiedyś,prawda?
Krasnolud ciągle milczał,nie mógł się ruszyć,rzucił tylko gniewne spojrzenie na jednego ze zbirów.Tego było mu najbardziej szkoda.August Targuest,były przyjaciel ojca Iegsloeya dopomógł w zamordowaniu jego,a teraz przygląda się bezczynnie i uczestniczy w kolejnym morderstwie.Tym razem morderstwie syna zabitego niegdyś krasnoluda.
Ferent podszedł do Iegsloeya i uniósł miecz.Był to piękny,zdobiony miecz,widać było fach w ręku i robotę królewskich kuźni.Powietrze było ciężkie,nadszedł odór śmierci.Tlenu zabrakło,nadszedł świst,świst niesamowity,złowrogi,tuż przy jego głowie,na szyi poczuł ból,upadł zmęczony i pogrążył się w śniegu...

Nie wiedział kiedy się obudził.Nie wiedział nawet kiedy zasnął,ani gdzie jest.A był w wielkiej jaskini,zdobionej byczymi skórami na ścianach.Poczuł zapach pieczonego mięsiwa.Chciał wstać,ale ból w kolanach nie pozwalał mu na to.Upadł zrezygnowany na twarde łoże.Przez zmrużone powieki zauważył dwie postacie.Jedna właśnie wychodzila,druga podeszła do niego.
-Aleś wpadł.Wdawać się w bitkę,z takimi łobuzami!To chyba tylko ty potrafisz..-usłyszał surowy,matczyny głos.
-Mamo...ma...mam..
Mama Iegsloeya przyłożyła palec do ust.
-Cicho synu.Jest narada.-wyszeptała.
Iegsloey otworzył szerzej oczy.Zobaczył wielką,ale ładną,blondwłosą kobietę.Była ubrana w zwiewny niebieski płaszcz i długie,płócienne spodnie.
Iegsloey rozejrzał się.Było o wiele mniej olbrzymów niż ostatnio.
-Mamo...-mruknął
-Ciszej synu!-rozkazała surowo matka.
-Dobrze,już dobrze-jej głos złagodniał-O co chcesz się spytać?
-Czemu jest was tak mało?-spytał Iegsloey podnosząc się na łóżku.
-Wybili nas ludzie.Przychodzili tu tłumami,zabijali,ogłuszali,wciskali swoje wynalazki.-powiedziała Margarett (tak miała na imię matka Iegsloeya) z ogniem w oczach.
Iegsloey nie pytał już o nic.


Nagle,jakby z oddali usłyszał krzyk.
-Alaaaaarm!Alaarm!!!
Margarett zerwała się z łózka.
-Zaczekaj tu-rozkazała.
Iegsloey nie wiedział co się dzieje,odpływał.Nie podano mu leków."Nie zapomną"-zapewniał się "Nie teraz".Niestety.Zapomnieli.Iegsloey'owi pojawily się przed oczmi gwiazdy,odlatywał,czuł,że jest wolny,wolność,wolność,czuł się wspaniale,odlatywał,wyżej i wyżej!I w końcu jakby nagle spadł na ziemię.Jego ciało bezwładnie zwisało z łóżka.Jesczze kilka dni temu radosna i ciepla twarz,teraz zimna,bez śladu uczuć,zastygła.
Teraz myślę,że może to i dobrze,zaprawdę,że Iegsloey nie widział co stało się dalej.Alarm spowodowany był najazdem ludzkich.Sila pięciuset wojowników,jak na tamte czasy była wielka.Margarett razem z resztą olbrzymów zmarła.Jej martwe ciało,niedaleko skupiska trupów olbrzymów,i Iegsloey pośrodku,w wirze wydarzeń.W wirze najbardziej nieżywych wydarzeń jakie istnieją.Teraz przywołaj sobie czytelniku inne przykłady okropieństw wywołanych przez człowieka.Wiele już było,wiele nadejdzie.Jak mówią przepowiednie za setki lat pod pozorem wszelkiej świętości ludzie mają być paleni,a w grodzie za wschodnią granicą kraju ojca Iegsloeya bitwa ma się stoczyć wielka.W grodzie zwanym Grunwald (dziś taki na mapach nie istnieje) ma polać się krew,a ciała przegranych mają użyźnić ziemię.Oby przepowiednie się myliły...
Powrót do góry
Tarrus Kingsloey
Gość






PostWysłany: Czw 17:46, 20 Lip 2006    Temat postu:

Starym bajarzem jestem już..Taak...Czas przywołać słowa zapisane przez Margerett na skrawku papieru,chwilę przed wyjściem z pokoju,w którym leżał Iegsloey:
"Synu!Najeżdżają na nas ludzie.Wybiją nas co do jednego,ale nie bój się,Ciebie nie zauważą.Po wszystkim,pojedź na południe do mojej przyjaciółki.Nie powiem Ci jak ma na imię.Nie jest to bezpieczne w tych czasach.Aha!Dobrze by było jakbyś wiedział co się stało...Jeden z tamtych o mało Cię nie zabił,w porę przybyliśmy.Nasi najlepsi łucznicy ocalili Cię.Żegnaj."
List napisany był urywającym się i mało czytelnym pismem.Dało się wychwycić ślady łeż.Łez,które czasem dają nadzieję,czasem radość,ale...W tym przypadku dały smutek.Wielka,zaprawdę powiadam,wielka tragedia spotkała tę rodzinę i tak już w owym czasie niekompletną.Iegsloey nie pojechał na południe.Nie poznał imienie przyjaciółki matki.Nie zdążył.Przez naszą rasę.Przez rasę,która dokonała wiele złego,ale poważana była wszędzie.Niech przez przypadek nie ukłuje Cię czytelniku sumienie.Bądź jednak świadom,że ludzie wyrządzili wiele krzywd.Zaprawdę powiadam: wyrządzi jeszcze więcej.Bywaj...
Powrót do góry
Tarrus Kingsloey
Gość






PostWysłany: Czw 17:48, 20 Lip 2006    Temat postu:

W tym,zakończonym już opowiadaniu o Iegsloey'u (oczywiście wszystko to fikcja literacka,hehe:D) chciałem zwrócić uwagę na jeden fakt historyczny.Przy opisaniu najazdu ludzi na olbrzymy,zamieściłem po prostu inną wersję,zmienioną przeze mnie,najazdu kolonistów europejskich na Indian.Nie wiem czy ktoś to wyłapie,mówie po prostu to co napisałem:D.Bywajcie...
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Bractwa Złamanych Mieczy Strona Główna -> Biblioteka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin